Komentarze: 0
Zawsze gdy nadchodzi mróz, jeszce przed sniegiem, opada na mnie senność. Równie miękka, ale cieplejsza w dotyku, zakleja oczy i otwiera mi usta. Kusi, zeby znalezc przytulne legowisko. Gdzies w liściach, pierzach, kocach, piernatach, orzeszkach i szeleście ciszy. i wtedy niech sobie wszsytko goni i stuka. Niech biegnie wyscig, byle nie kolo mojego lozka. Niech tocza sie walki, szczeka zawzietośc i pazernośc. Tylko nie zdzierajcie ze mnie pierzyn i nie podnoscie mi powiek. Przeciez zyje, tylko patrze gdzie indziej.