Komentarze: 7
Trafia mnie ilekroc slysze zachwyty na jej temat. Znudzona i przytempawa (kelnerka, wiec raczej Sorbony nie ukonczyla) wieczna dziewczynka z silna wada zgryzu uwydatniona w infantylnym uśmiechu. Do tego kretynska grzyweczka i takiez stroje. Poniewaz nie wie co ze soba zrobic, zaczyna zajmowac sie zyciem innych, manipulujac perfinie ich uczuciami. Falszuje listy, zneca sie nad ubogim sprzedawca, rajfurzy i kradnie ojcu ukochana pamiatke. Zachwycona swoimi sukcesami, traci miare w nabieraniu wszystkich dokola i w koncu pada ofiara wlasnych zmyslen, wmawiajac sobie milosc wielka i jedyna, do jakiegos obojnaka, ktorego nie jest w stanie poruszyc nawet obecnosc setek gadzetow erotycznych w jego sex-shopie. Na koniec z radosna bezmyslnoscia daje wielkiego nura w zwiazek z tymze. I co w tym cudownego? Czyzby moral tej historyjki, stwierdzajacy ze jedyny spsob na szczescie to dac sie oszukac, byl az tak budujacy?